wtorek, 15 stycznia 2013

Namiastka szczęścia :)

Moi kochani, wiem jestem złą kobietą. Długo już nie ma rozdziału, ale na prawdę nie mam kiedy. Kilka egzaminów za mną, ale zostało jeszcze 5:/ 
(Tak w ogóle, to studia na kierunkach medycznych, to koszmar. Jeśli się ktoś wybiera, to nie polecam)
Obiecuję dodać nowy rozdział jutro. I mam zamiar zrobić z niego koszmar :D 

A teraz pytanko? Jak wam się podoba moja nowa zdobycz, hmmm? :)


Pozdrawiam :)

niedziela, 6 stycznia 2013

Rozdział 11, część 3

Ten rozdział będzie spokojny, miły itp.:) Nacieszcie się trochę tą parą, bo jestem złą kobietą i długo nie będziecie czekać, aż coś się między nimi popsuje :) Życzę miłego czytania i zapraszam do komentowania ;)



Mimo, że miałam zamknięte oczy, światło potwornie mnie raziło. Uniosłam zamknięte powieki i zobaczyłam jego źródło. Piękny wschód słońca, który rozciągał się nad niewielkim wzgórzem. Patrzyłam jeszcze przez chwilę w ogromne okno. Które znajdowało się w pokoju Klausa. I właśnie leżałam na jego łóżku. Poczułam gorący oddech pierwotnego na swoim karku i mimowolnie dostałam  dreszczy. Spałam z Klausem, spędziłam z nim całą noc, a teraz leżymy objęci. Na mojej twarzy od razu pojawił się ogromny uśmiech. Byłam szczęśliwa, od pewnego czasu, dopiero teraz byłam na prawdę zadowolona. Wydałam z siebie pomruk zadowolenia i próbowałam odwrócić się do mężczyzny, ale trzymał mnie w tak stalowym uścisku, że nie dałam rady.
-Wiem, że nie śpisz.-powiedziałam dosyć głośno. I na odpowiedź nie musiałam długo czekać. Już po sekundzie poczułam delikatne pocałunki na ramionach, karku i plecach. Od razu poczułam napływające podniecenie.-Doprowadzisz mnie do szaleństwa.-zdołałam wyszeptać. Klaus w wampirzym tempie odwrócił mnie  na plecy, a sam znalazł się nade mną. Jego ciemne blond włosy były w nieładzie, co od razu przywiodło mi na myśl niesfornego nastolatka. Przygryzłam dolną wargę, wciąż napawając się jego widokiem. Byliśmy nadzy, co tylko potęgowało moje podniecenie. 
-Dzień dobry, Caroline.-powiedział Klaus, ale nic nie robił, tylko się na mnie patrzył. Domyślał się, że doprowadza mnie tym do szaleństwa, i widocznie sprawiało mu to perwersyjną radość. Próbując zrobić to jak najszybciej, złapałam Klausa i przewróciłam go na łóżko. Teraz ja byłam na górze. Mężczyzna się zaśmiał i położył ręce na moich kolanach.
-Ładnie to tak się ze mną bawić?-zapytałam. Pierwotny wciąż się uśmiechał, ale teraz zaczął przesuwać swoje dłonie od kolan w górę,  po moich udach, a mi kręciło się w głowie. Pochyliłam się i wpiłam się swoimi ustami w jego. Klaus natychmiast odwzajemnił pocałunek i przyciągnął mnie jeszcze bliżej. Wiedziałam, co się wydarzy. Powtórzymy wszystko co się działo w nocy. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. 

-Która godzina?-zapytałam leżącego obok mnie mężczyznę. Choć tak na prawdę, w tej chwili nie było to ważne. Byłam szczęśliwa. Niczego więcej nie potrzebowałam do życia, wystarczył mi Klaus. Gładziłam go delikatnie po jego nagim torsie, a on w odpowiedzi wydał z siebie pomruk zadowolenia i powiedział:
-Już 10 kochanie. Powinnaś coś zjeść.-po czym wstał z łóżka, ubrał bokserki i spodnie i nałożył jakiś T-shirt wyciągnięty z szafy.-Na co masz ochotę?-zapytał. 
-Umiesz gotować?-zapytałam, śmiejąc się. Znowu mnie zadziwiał. Był taki, jakby to określić, na swój sposób ludzki. 
-Tak, i podobno nawet dobrze.-powiedział. 
-Cokolwiek, ja pójdę pod prysznic.-odpowiedziałam, po czym wstałam i skierowałam się do łazienki. Zamykając za sobą drzwi, widziałam, że Klaus ciągle na mnie patrzy. Uśmiechnęłam się do siebie i wskoczyłam pod strumień gorącej wody. Tak, to właśnie to mi było jeszcze potrzebne do szczęścia, pomyślałam. I już nic więcej. 
Wychodząc z łazienki, owinięta ręcznikiem zastanawiałam się w co mam się ubrać. Na podłodze leżały moje wczorajsze ciuchy, bardzo pogniecione. Lecz już po chwili, wpadłam na genialny pomysł. Otworzyłam szafę pierwotnego i zaczęłam przeglądać wiszące koszule. Wybrałam jasnoniebieską, ściągnęłam ręcznik, po czym założyłam koszulę. Sięgała mi do połowy ud, a rękawy były tak długie, że musiałam je kilka razy podwinąć. Tak "wystrojona" postanowiłam zejść do kuchni. 





Stałem przy blacie w kuchni i kroiłem owoce. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, gdy wspominałem noc z Caroline. Było wspaniale, nie pamiętam kiedy ostatnio się tak dobrze czułem. I na dodatek powiedziała mi, że mnie kocha. Ja też chyba to do niej czuję, ale nie jestem gotowy by to wyznać. Kiedy tak o niej rozmyślałem, usłyszałem jak otwierają się drzwi do kuchni. Odwróciłem się, aby powiedzieć dziewczynie, że śniadanie gotowe, ale kiedy ją zobaczyłem odjęło mi mowę. Stała przy drzwiach, w mojej koszuli, sporo za dużej na nią, na boso i w jeszcze wilgotnych, rozpuszczonych i lekko skręconych włosach. Wyglądała pięknie. 
-Co?-zapytała, widząc moją minę. 
-Nic, nic.-wyszeptałem.-Jesteś piękna.-podszedłem do niej i delikatnie pocałowałem w usta. W odpowiedzi uśmiechnęła się tylko. Nic nie mówiąc usiedliśmy i zjedliśmy śniadanie. 
Po śniadaniu Caroline chciała obejrzeć cały dom. Zacząłem ją oprowadzać po pokojach gościnnych, drugim salonie, pokazałem jej basen, aż w końcu znaleźliśmy się w pokoju, w którym maluje obrazy. Dziewczyna puściła moją, dotychczas trzymaną rękę i zaczęła podchodzić do każdego z wiszących na ścianie obrazów. Nic nie mówiła, a ja postanowiłem jej nie przeszkadzać. Usiadłem na jednym z foteli, wziąłem do ręki szkicownik i ołówek i zacząłem ją rysować. 
-Klaus?-zapytała Caroline.-Kiedy zacząłeś malować?
-Hmm...Jakieś 100 lat po śmierci mojej matki. Spotkałem mężczyznę, który malował węglem na różnych kamieniach, i też spróbowałem.-odpowiedziałem śmiejąc się. 
-Czyli 900 lat temu, tak?-zapytała dziewczyna. Czułem, że dzisiaj będzie pytać o wiele rzeczy.
-Dokładnie 923 lata temu. Miałem 23 lata, kiedy moja matka zmieniła nas w wampiry.-powiedziałem. Cieszyło mnie to, że Caroline się interesuje moją osobą. Prawda jest taka, że niewiele o mnie wiedziała. 
-Jak się czułeś, kiedy ona was zmieniła?
-Byłem przerażony. Ojciec kazał nam pić krew, od pewnej dziewczyny, którą znaliśmy. Mieszkała w naszej wiosce. Choć z drugiej strony, poczułem się silny, pełen władzy. Czułem, że wszyscy się zmieniliśmy, staliśmy się mocniejsi, odporniejsi. Kiedy po raz pierwszy zabiłem człowieka, przepełniła mnie ekstaza. Wtedy ujawnił się mój wilkołaczy gen, co sprawiło, że zapragnąłem jeszcze więcej. Stałem się agresywny i impulsywny.-odpowiedziałem. Caroline wciąż oglądała poszczególne obrazy, przy każdym miała inną minę. Czasami był to szok, zaciekawienie a niekiedy nawet zadowolenie. 
-A jak to jest żyć tak długo? Ponad 1000 lat, to przecież wiele czasu.-zapytała tym razem spoglądając na mnie.
-Różnie. Kiedy byłem wampirem jakieś 20 lat, i nic w moim wyglądzie się nie zmieniło, byłem zadowolony. Wszyscy na około się starzeli, ale nie ja. Wciąż byłem młody i podobało mi się to. Z przemijającymi latami, czułem, że nieśmiertelność jest trochę uciążliwa. Zwłaszcza, gdy nie ma się nikogo u boku. Po 300 latach życia, próbowałem się zabić. Miałem cień nadziei, że może jednak się uda. Kiedy wciąż mi się to nie udawało, postanowiłem wyłączyć uczucia. Trwało to jakieś 100 może 150 lat. Zabiłem wtedy tak wielu ludzi, że nie jesteś sobie w stanie tego wyobrazić. Nic nie czułem, nie żyłem, a po prostu istniałem. Z tego okresu nie miałem żadnego obrazu. Ledwo go pamiętam. A potem będąc w Anglii poznałem Katherine. Wiedziałem, że jest sobowtórem. Była identyczna jak Tatia, kobieta, którą kochałem będąc człowiekiem. Ale wtedy myślałem tylko o tym, aby pozbyć się klątwy, by móc być pierwszym z nowego gatunku. Mieć władzę.-westchnąłem. Caroline patrzyła na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nic nie mówiła.-No, ale przemieniła się w wampira, więc czekałem na kolejnego sobowtóra. I tak minęło mi kolejne 500 lat życia.-spojrzałem na Caroline, która znowu wstała, i tym razem oglądała szkice, leżące na stole. Ja właśnie skończyłem ją szkicować, odłożyłem więc rzeczy na stół i podszedłem do ukochanej. 
-A czy będąc wampirem, kochałeś jakąś kobietę?-zapytała już ciszej. Wiedziałem, że trudno jej zadać to pytanie. 
-Żywiłem cieplejsze uczucia do pewnej kobiety, ale chyba jej nie kochałem. Gdybym ją kochał, powiedziałbym jej, że jestem wampirem. Ale po prostu odszedłem.-powiedziałem. 
-A co ze mną? Co czujesz do mnie?
Nie wiedziałem co powiedzieć. Na pewno była ona kimś wyjątkowym dla mnie, ważnym. 
-Wiem tyle, że jako wampir, jeszcze do nikogo tego nie czułem.-odpowiedziałem. Caroline podniosła wzrok i uśmiechnęła się. Pochyliłem się w jej stronę i złożyłem na jej ustach gorący pocałunek. 



Mam nadzieję, że wam się podoba:) xoxo

sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 11, część 2

Caroline patrzyła mi w oczy, a swoją dłoń wciąż trzymała na mojej. Nie potrafiłem się jej oprzeć, choć z drugiej strony zastanawiałem się co tym razem knuje. Nie mogłem pozbyć się palącego uczucia, chęci pocałowania jej, rzucenia teraz na łóżko i zrobienia tego wszystkiego o czym od dawna już myślałem. Ale nie mogłem znieść myśli, że ona udaje. Ciągle w mojej głowie rozbrzmiewały jej słowa, gdy mówiła, że tylko odwraca moją uwagę. 
-Nie ma za co Caroline.-odpowiedziałem na jej wcześniejsze podziękowanie, po czym zabrałem rękę, wstałem z łóżka i wyszedłem. Nie odwróciłem się by na nią spojrzeć, wiedziałem, że wtedy bym na pewno został. Gdy zamknąłem za sobą drzwi, westchnąłem. Zszedłem do salonu i nalałem sobie whisky. Upiłem spory łyk, wciąż zastanawiając się co by się stało, gdybym został. Nie mogłem przestać o niej myśleć. 
Po chwili usłyszałem jak otwierają się drzwi w sypialni na górze. Caroline schodziła właśnie po schodach. Stanęła w salonie i oparła się o stojącą przy drzwiach szafkę. Nic nie mówiła. 
-Chcesz, abym odwiózł cię do domu?-zapytałem.
-Chcę porozmawiać.-wyszeptała.-Nie uważasz, że powinniśmy?
-O czym?-wciąż na nią nie patrzyłem. 
-O nas.-powiedziała. Podniosłem wzrok. Zrobiłem zdziwioną minę. W co ona gra, pomyślałem.-Całowaliśmy się, ratujesz mi życie i nagle zachowujesz się jakby tego nie było?-krzyknęła Caroline.-Ja nie potrafię o tym zapomnieć. I wiem, że ty też to czujesz. Przyznaj to Klaus.-mówiła dziewczyna, po czym podeszła do mnie i usiadła obok mnie. Nie wytrzymałem dłużej. Złapałem ją za ramiona i w wampirzym tempie przygniotłem do ściany. Przysunąłem się bardzo blisko, tak że prawie stykaliśmy się czołami. 
-A może jesteś tu tylko po to by odwrócić moją uwagę? Więc jak, Caroline?-zapytałem i uśmiechnąłem się ironicznie.-Na prawdę myślałaś, że się nie dowiem? Że jestem tak zaślepiony twoją osobą, że tego nie zauważę?-mówiłem. Widziałem w jej oczach przerażenie i zmieszanie. Byłem na nią wściekły, za wszystkie jej gierki.-Myślę, że powinnaś już iść.-powiedziałem i puściłem ją. Odwróciłem się i usiadłem na kanapie, popijając whisky. Caroline nic nie odpowiedziała. Słyszałem jej przyśpieszony oddech, ale po chwili w wampirzym tempie opuściła mój dom. Gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, rzuciłem pustą już szklanką o ścianę. 
-Szlag!!-wykrzyknąłem. 




Wybiegłam z domu Klausa i w sekundę znalazłam się w pobliskim lesie. Zatrzymałam się i oparłam o najbliższe drzewo. Łzy popłynęły mi po policzkach, nie mogłam tego zatrzymać. Więc jednak dowiedział się. Tylko skąd? 
-Szkoda, że nie znasz całej prawdy.-wyszeptałam sama do siebie. Mogłam mu wszystko powiedzieć, zdradzić swoje uczucia. Powiedzieć, że taki był plan, że miałam go rozpraszać, ale z czasem zaczęłam żywić do niego inne uczucia, niż tylko nienawiść. Nie wiem tylko, czy by w to uwierzył. Zrezygnowana pobiegłam w stronę swojego domu. 
Stałam pod prysznicem, woda mieszała się z moimi łzami. Nie mogłam zapomnieć tego, co zobaczyłam w jego oczach, gdy mówił, że wszystko udawałam. Złość, gniew, furię. Schowałam twarz w dłoniach i zaczęłam jeszcze mocniej płakać. Wiedziałam, że cierpiał i że prędko mi tego nie wybaczy. Dopiero teraz wszystko stało się jasne. Potrzebowałam tego by mnie zranił, żeby sama przed sobą się do tego przyznać. Musiałam go stracić, żeby móc to głośno powiedzieć. 
-Ja go kocham.-wyszeptałam. 





Od wyjścia Caroline nie ruszyłem się z kanapy. Był już późny wieczór, a ja wciąż piłem. Co dziwne, nie byłem pijany. Usłyszałem pukanie do drzwi, ale nie miałem ochoty otwierać. Ktoś jednak był uparty, więc zrezygnowany wstałem z kanapy i otworzyłem drzwi. Zobaczyłem Caroline, w ślicznej czerwonej sukience. 
-Nie chcę być niegrzeczny, ale nie mam akurat czasu.-powiedziałem i już chciałem zamknąć drzwi, ale dziewczyna była szybsza. Weszła w wampirzym tempie do domu i stanęła naprzeciwko mnie. 
-Najpierw mnie wysłuchasz.-powiedziała.-To co powiedziałeś dziś rano, to była prawda. Była, Klaus. Ale już nie jest. Nie rozumiesz, co do ciebie czuje?-mówiła. Wciąż trzymała mnie za ramiona, a ja stałem bez ruchu. Chciałem coś odpowiedzieć, że nie dam sobie przyprawiać rogów, że nie ma ze mną zadzierać, kiedy Caroline powiedziała:
-Ja cię kocham, Klaus. Nie widzisz tego?-wyszeptała. Nie wiedziałem co odpowiedzieć, czy jej wierzyć, jak się zachować. Caroline zrobiła to za mnie. Złapała mnie za głowę i zaczęła namiętnie całować. Nie pozostałem jej dłużny. Objąłem ją w tali i pociągnąłem do góry, tak, że teraz oplatała mnie biodrami. Dotykałem jej ud, pośladków, gładziłem po plecach. Czułem niesamowitą ekscytację. Wiedziałem, że Caroline nie posunęła by się tak daleko, tylko po to by odwracać moją uwagę, ona tak nie była. Po chwili znaleźliśmy się w mojej sypialni. Leżałem na dziewczynie namiętnie ją całując. Caroline próbowała odpiąć mi koszulę, ale już po sekundzie się zdenerwowała i rozdarła ją. Zacząłem ściągać z niej sukienkę, i już po chwili leżała w samej bieliźnie. Całowałem jej szyję, ramiona, brzuch i uda. Ściągnąłem jej stanik, chwilę potem była też bez majtek. Napawałem się jej widokiem. Szybko pozbyłem się spodni i bokserek, i znów leżeliśmy w namiętnym uścisku. Nie pamiętam, kiedy ostatnio czułem coś takiego z kobietą. Caroline nie miała porównania, była wyjątkowa. Czułem, że ta noc będzie długa i niezapomniana. 



Mam nadzieję, że się podoba. Zapraszam do komentowania :)
xoxo

piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział 11 część 1

-Steven?-wyszeptałam. Co robił tutaj były chłopak mojego taty. Mojego nieżyjącego taty. Dlaczego mnie więził?-Dlaczego mi to robisz?-zapytałam. Dopiero teraz zauważyłam kilku ludzi stojących za wejściem. Kim oni są? 
-Witaj Caroline.-odpowiedział stojący przede mną mężczyzna.-Wiesz, jesteśmy tutaj, ponieważ każdy z nas stracił kogoś bliskiego. W niezwykłych okolicznościach. Tajemnicze morderstwa, niewyjaśnione zaginięcia, nagłe śmierci zdrowych ludzi. Tak jak twojego ojca. Pamiętasz go jeszcze? Czy wampiry nie wspominają zmarłych?-powiedział Steven, a ja otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Skąd o nas wiedział?
-Steven, nie rozumiem. Czego ode mnie chcesz?-krzyknęłam mu w twarz. Stał teraz pochylony nade mną, w prawej ręce trzymając drewniany kołek. 
-To przez ciebie zginął Bill. Zabiłaś go. A teraz ja zabiję ciebie.-wyszeptał mi wprost do ucha i zaśmiał się. Zamknęłam oczy. Wiedziałam co się stanie. Zginę. Mając zaledwie 18 lat, umrę.
Zacisnęłam mocniej powieki i czekałam na cios.




Siedziałem przy małym kuchennym stole w domu czarownicy Bonnie. Odprawiała jakieś zaklęcie lokalizujące, abyśmy mogli znaleźć Caroline. Jeżeli coś jej się stanie, wyrżnę pół tego przeklętego miasteczka. 
- Collocare eam per sanguinem. Narra si fuit vivus. Me eo deducet!-mówiła Bonnie. Ile to może trwać, myślałem. Ale po chwili Bonnie podniosła wzrok i powiedziała:
-Znalazłam ją. Jest w lochach, jakieś 3 km stąd. 
-Jedziemy.-odpowiedziałem. Na miejsce dojechaliśmy bardzo szybko. Kazałem dziewczynie zostać, a sam ruszyłem w stronę lochów. Słyszałem głosy. -Ludzie.-szepnąłem sam do siebie. Po co, do jasnej cholery, jacyś ludzie mieliby porywać Caroline? Zszedłem na sam dół i ich zobaczyłem. Ok 6 mężczyzn stało przed wejściem do pomieszczenia, ale jeszcze jeden był w środku. Z Caroline. Wytężyłem słuch.
-To twoja wina, Caroline. On nie żyje przez ciebie.-mówił jakiś mężczyzna.-I dlatego zginiesz. 
W tym momencie jakiś facet mnie zauważył. 
-Co ty tu robisz? Brać go.-krzyknął. Lecz zanim ktokolwiek się ruszył z miejsca, moje oczy zrobiły się bursztynowo-złote, pod powiekami uwydatniły się żyły, wydłużyły się kły. 
-Przyszedłem z wizytą.-odpowiedziałem i rzuciłem się na pierwszego z brzegu mężczyznę. Wszystko działo się w tak szybkim tempie, że po sekundzie trzymałem jego głowę. Tylko głowę. Reszta ciała opadła bezwiednie na ziemię. Pozostali zaczęli krzyczeć, a ja podszedłem do następnego. Nie wypije z niego krwi, pomyślałem. Na pewno pije werbenę. Postanowiłem więc wyrwać mu serce. Pozostała czwórka została rozerwana na kawałki. Byłem cały we krwi. Byłem wściekły, naćpany nienawiścią, za to, że ktoś śmiał skrzywdzić Caroline. Facet, który groził dziewczynie siedział teraz skulony w kącie, trząsł się. Wszedłem powoli do pomieszczenia i natknąłem się na wzrok Caroline. Była przerażona. I nie wiedziałem, czy to z powodu mojego zachowania, czy tego, że była torturowana. 
-Za chwilkę cię uwolnię.-wyszeptałem. Kiwnęła mi lekko głową, domyślałem się, że nie ma nawet siły odpowiedzieć. Podszedłem do mężczyzny w kącie.
-Proszę nie zabijaj mnie. Ja, ja na prawdę nie chciałem. Proszę...-łkał mężczyzna. Jednym zwinnym ruchem postawiłem go na nogi.-Ona zabiła bliską mi osobę. Należy jej się to.-mówił. 
-Na prawdę jestem wzruszony, ale wiesz, nie jestem człowiekiem od bardzo, bardzo dawna.-odpowiedziałem. Uśmiechnąłem się lekko, wiedząc, że to spotęguje przerażenie mężczyzny.-I nie przejmuję się twoim nędznym życiem. Natomiast jej-powiedziałem, wskazując głową na Caroline-akurat tak.-po czym wyrwałem mu serce z piersi. Puściłem go, a on z hukiem upadł na ziemię. 
Podszedłem do Caroline i odwiązałem sznury. Była już na wpół nieprzytomna. Sznury cholernie paliły, musiały być nasączone werbeną. Następnie wyjąłem drewniane kolce z jej ramion i kiedy już chciałem wziąć ją na ręce, wyszeptała mi do ucha:
-Potrzebuje krwi...
Niewiele myśląc ugryzłem swój nadgarstek i podsunąłem go Caroline. Przytrzymałem jej głowę, aby upewnić się, że zacznie pić. Jeszcze nigdy, w ciągu 1000 lat mojego wampirzego życia, nie dzieliłem się dobrowolnie z nikim krwią. Kilka razy już uleczyłem wampira, który został ukąszony przez wilkołaka. Włączając Caroline, ale to coś innego. Dopiero po chwili dziewczyna złapała moją rękę i wbiła się zębami w mój nadgarstek. Zaczęła pić, a ja aż westchnąłem. To było coś, czego nigdy nie czułem. Jak ekstaza. Trochę jak picie ludzkiej krwi, ale to jest jeszcze lepsze. Mocniejsze, bardziej wyraziste. Czułem, jakby Caroline w tej chwili była moja, tylko moja. Coś niesamowicie intymnego. 
Po chwili Caroline oderwała się od mojej ręki. Mimo tego, że napiła się krwi wciąż była blada. Ale wiedziała, że więcej nie może wypić. 
Wziąłem ją na ręce, i w wampirzym tempie znaleźliśmy się przy samochodzie. Bonnie natychmiast z niego wybiegła i otworzyła mi drzwi. Położyłem dziewczynę na tylnym siedzeniu, po czym razem z Bonnie zajęliśmy miejsca z przodu. Byłem cały we krwi, ale wiedziałem, że Bonnie boi się zapytać co się stało. Odwróciła się do Caroline i pocieszała ją. Chciała pojechać z nią do domu, ale stwierdziłem, że w niczym jej nie pomoże. 
-Ona musi odpocząć, napić się krwi.-powiedziałem.
-Dobrze.-odpowiedziała.-Caroline, trzymaj się. Przyjdę do ciebie jutro, ok?-zwróciła się do dziewczyny.-Dzięki.-szepnęła, tym razem do mnie i wysiadła z samochodu. Ruszyłem dalej. Kiedy zajechałem pod dom Caroline, zauważyłem samochód jej mamy. 
-Kochana, hej. Twoja mama jest w domu. Na pewno chcesz pokazać się jej w takim stanie?-zapytałem. Widziałem, że dziewczyna nie wie co powiedzieć.-Zabiorę cię do siebie i wcześnie rano odwiozę do domu, zgoda?
-Tak. Dziękuje.-odpowiedziała słabym głosem Caroline. Ruszyłem. Kiedy dojechałem pod mój dom, dziewczyna zasnęła. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do sypialni na górę. Położyłem ją na łóżku i chwilę jej się przyglądałem. Była taka piękna. Wiedziałem, że nie będę w stanie sobie odpuścić, nawet po tym wszystkim czego się dowiedziałem. Od bardzo wielu lat, znów mi na kimś zależy.




Obudziłam się z potwornym bólem ramion i głowy. Nie mogłam przypomnieć sobie, co się stało. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Była to ogromna sypialnia, z wielkim oknami wychodzącymi na pobliskie jezioro. W pokoju było dosyć ciemno, ale z tego co mogłam się domyślić, należał do Klausa. Bo kto inny trzyma tyle pięknych dzieł sztuki w sypialni? 
Dopiero zaczęło do mnie docierać co się wydarzyło. Zostałam porwana, przez Stevena i więziona. Chciał mnie zabić, ale Klaus uratował mi życie. Ciekawe skąd wiedział, gdzie jestem, pomyślałam. Ale po chwili przypomniało mi się, że była tam też Bonnie, więc pewnie to ona mu powiedziała. 
-Przywiózł mnie do siebie i zaopiekował się mną.-wyszeptałam do siebie. Jak mogłam wciąż udawać, jak mogłam wmawiać sobie, że nic takiego do niego nie czuję? Jak mogłam odwracać jego uwagę, gdy moi przyjaciele knuli za jego plecami? Westchnęłam. 
Postanowiłam poszukać Klausa i mu podziękować za ratunek. Ale, gdy tylko usiadłam na łóżku zakręciło mi się w głowie. I dopiero zobaczyłam, że mam na sobie nie swoje ciuchy. A to znaczyło jedynie, że Klaus musiał mnie najpierw rozebrać! Widział mnie nagą, kiedy spałam. Już zastanawiałam się nad słowami, których użyję, żeby go wyzwać, kiedy nagle wszedł do pokoju. Pamiętałam, jak wczoraj był cały we krwi, a dzisiaj wyglądał tak czysto, świeżo, pociągająco. Uśmiechnął się i podszedł do łóżka. Usiadł na jego brzegu i nic nie mówiąc podał mi woreczek z krwią.
-Klaus...-zaczęłam, ale od razu mi przerwał.
-Potem mi powiesz, najpierw pij.-odpowiedział. Pokiwałam głową na zgodę, i zaczęłam pić. Czułam jak krew spływa mi po gardle, jakby to była energia w płynie. Od razu poczułam się lepiej. Kiedy skończyłam, położyłam woreczek na szafce przy biurku i przysunęłam się do Klausa. 
-Dziękuje.-powiedziałam cicho i delikatnie złapałam jego dłoń.-Za wszystko co dla mnie zrobiłeś. Bardzo dziękuje.-szepnęłam, ale mężczyzna nie patrzył na mnie. Wzrok utkwiony miał w mojej dłoni, gładzącej jego.-Klaus.-wyszeptałam. Chciałam by na mnie spojrzał. Chciałam, by wiedział co czuje. 
Podniósł wzrok na chwilę, w jego oczach malował się ból, złość, rezygnacja. Nie wiedziałam co myśleć, i instynktownie zaczęłam się do niego przysuwać. Stykaliśmy się kolanami, a nasze głowy dzieliły centymetry. Klaus, miał znów spuszczoną głowę i patrzył na nasze dłonie. Oparłam się czołem, o jego czoło i cicho westchnęłam. Poczułam jak drgnął, ale nic nie zrobił. 
-Klaus, proszę.-powiedziałam, tym razem głośniej. Podniósł głowę, i teraz prawie dotykaliśmy się ustami. Spojrzałam mu pytająco w oczy i czekałam na odpowiedź. 



Mam nadzieję, że może być.:) Ten rozdział postanowiłam podzielić na dwie części(lub więcej), bo w tym momencie nie można przerwać. 
Czekam na komentarze :)
xoxo

wtorek, 1 stycznia 2013

Rozdział 10

Witam ;) No i mamy rozdział 10 ;) Mam nadzieję, że wam się spodoba. Zapraszam do czytania:)


Delikatnie zapukałam do drzwi. Wiedziałam, że Tyler mnie usłyszy, jako hybryda miał lepszy słuch ode mnie. Po chwili otworzył mi drzwi z ogromnym uśmiechem na twarzy. Ja stałam, z miną zbitego psa, nie mogąc wydusić z siebie słowa. 
-Caroline, tak się cieszę.-powiedział i mocno mnie przytulił.-Nie cieszysz się?-zapytał speszony. 
-Porozmawiajmy.-odpowiedziałam, po czym weszliśmy do domu. Bez słowa skierowałam się do jego sypialni, abyśmy mogli spokojnie porozmawiać. Nie chciałam, aby pani Carol podsłuchała naszą rozmowę. 
-Powiedz o co chodzi, przerażasz mnie.-wyszeptał Tyler. Widać było, że jest zdenerwowany. 
-Już wyjaśniam. Jest mi naprawdę trudno o tym mówić, bo mimo tego w jakiej sytuacji się znaleźliśmy, to wciąż coś do ciebie czuję.-Tylerowi zrzedła mina.- Naprawdę cieszę się, że wróciłeś, że udało ci się złamać więź z Klausem, ale Tyler, my nie możemy być już razem. 
-Ale, co? Dlaczego? Uwolniłem się od Klausa, już nigdy cię nie skrzywdzę.-krzyczał Tyler.-Ja cię kocham, Caroline.
-Całowałam się z kimś innym. Chcę po prostu być z tobą szczera. Po tym wszystkim, czuję, że nie powinniśmy być razem. I pomimo tego, jak bardzo mi na tobie zależy, nie mogę dłużej udawać, że ktoś inny jest mi obojętny. Przykro mi, Tyler.-wypowiadając to miałam łzy w oczach. Nie przypuszczałam, że będę w stanie to powiedzieć. Nie myślałam też, że przyznam się sama przed sobą, że naprawdę czuję coś do Klausa.-Naprawdę, bardzo mi przykro.-wyszeptałam.
-Mi też jest przykro, Caroline.-odpowiedział Tyler.-Mogę chociaż wiedzieć, kto to?
Nie mogłam mu powiedzieć, że chodzi o Klausa. Obiecałam przyjaciołom, że nie będę się z nim więcej spotykać. Pomimo tego co czuje, muszę o nim zapomnieć. 
-To bez znaczenia, Tyler.-odpowiedziałam.-Wiesz, że wciąż jestem twoją przyjaciółką, prawda?-wyszeptałam, po czym przytuliłam mojego byłego chłopaka. Zdziwiło mnie to, że odwzajemnił uścisk.-Pójdę już. Do zobaczenia.-powiedziałam, po czym niespodziewanie Tyler przyciągnął mnie do siebie i złożył krótki, rozpaczliwy pocałunek na moich ustach. Poczułam łzy pod powiekami, ale wiedziałam, że tak będzie lepiej. 
-Do widzenia, Caroline.-powiedział Tyler i wyszedł z pokoju. 



Od wczorajszego wieczoru, nie ruszałem się z miejsca. Prawdopodobnie wypiłem większość alkoholu z tego baru. Przez całą noc przewijało się tu całkiem sporo ludzi. Nawet kilka ślicznych dziewczyn, które nadawały się na przekąskę, ale jakoś nie miałem ochoty opuszczać mojego miejsca przy barze. Aktualnie, wystarczył mi alkohol. Byłem zły, wściekły, zrozpaczony, schalny jak świnia, a po części nawet trochę smutny. Mimo wszystko, naprawdę miałem odrobinę nadziei, że Caroline coś do mnie czuje. Z drugiej strony, już planowałem słodką zemstę na niej. 
Postanowiłem w końcu wrócić do domu. Było jakoś po 10 rano, w końcu kiedyś muszę się przespać. Chwiejnym krokiem wsiadłem do auta i ruszyłem. Ledwo co wyjechałem z miasta, usłyszałem wycie policyjnych syren. 
-Co do cholery?- zakląłem pod nosem. Zatrzymałem samochód i czekałem aż policjant do mnie podejdzie. 
-Dzień dobry. Czy zna pan powód zatrzymania?-zapytał jakiś młodziutki policjant. 
-Tak, znam. Oboje mamy dziś zły dzień.-odpowiedziałem po czym złapałem jego głowę, przyciągnąłem do siebie i zacząłem wysysać z niego krew. Kiedy poczułem, że umarł, puściłem go, tak, że osunął się na ulicę. Odpaliłem samochód i pojechałem dalej. 



Siedziałam z dziewczynami w grillu. Bonnie spoglądała na mnie smutnym wzrokiem, Elena próbowała mnie pocieszać. Ja sama płakałam i co chwilę popijałam kolejnego drinka. Opowiedziałam im, że zerwałam z Tylerem. Przyznałam się do pocałunków z Klausem i tego, że coś do niego czuje. Obiecałam, że nie będę się z nim spotykać, więc przyjaciółkom pozostało jedynie mnie pocieszać. 
-Wszystko się z czasem ułoży, Caroline. Na pewno.-pocieszała mnie Elena. Kiwnęłam głową na potwierdzenie i skończyłam pić swojego drinka. 
-Pojadę już do domu.-powiedziałam dziewczynom i położyłam na stoliku pieniądze za drinki.-Zobaczymy się jutro.-uśmiechnęłam się i skierowałam do wyjścia. Stanęłam przy samochodzie i zaczęłam szukać kluczyków w torebce. Nagle ktoś złapał mnie mocno za głowę i z całej siły uderzył nią w samochód. Potem była już tylko ciemność.
Ocknęłam się z potwornym bólem głowy. Czułam, że włosy przykleiły mi się do twarzy, chciałam je odgarnąć na bok, ale poczułam tylko ostry ból w nadgarstkach. Byłam związana, a liny nasączono werbeną. 
-Co do cholery?-powiedziałam sama do siebie. Otworzyłam powoli oczy i zobaczyłam, że znajduję się w jakiejś ciemnej piwnicy. Siedziałam na krześle, przywiązana linami. Poruszyłam się i od razu tego pożałowałam. Te liny też były namoczone w werbenie. Obok mnie stał stolik, z różnorodnymi przyrządami. Miałam złe przeczucie, że nie są one raczej do niczego przyjemnego. 
-Halo, słyszy mnie ktoś? Pomocy.-zaczęłam wołać.-Dlaczego mnie tu więzisz?!-krzyczałam. Ale nikt mi nie odpowiadał. 
Nie wiem, jak długo tak siedziałam. Wszystko potwornie mnie bolało. Nie wołałam już nikogo, to nie miało sensu. Nikt mnie tu nie znajdzie. "Umrę tu", pomyślałam. Po policzkach pociekły mi łzy. Nie chciałam umierać. Nie po tym wszystkim co musiałam przejść, nie teraz, kiedy mam całe życie przed sobą. 
Nagle usłyszałam jak ktoś wkłada klucz do zamka i przekręca go. Nie wiedziałam co myśleć, nie wiedziałam kto to był i czy chce mi pomóc, czy może zabić. Drzwi otworzyły się na oścież i zobaczyłam ciemną postać, która powoli zaczęła do mnie podchodzić. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę, a raczej kogo widzę...



Obudził mnie dźwięk walenia do drzwi. "Kto normalny ma czelność budzić mnie o tej porze?"-pomyślałem. Wstałem z łóżka, ubrałem spodnie i koszulkę i zszedłem na dół. 
-Co do cholery?-zapytałem otwierając drzwi. To była Bonnie.-Czego chcesz?-warknąłem. 
-Ktoś porwał Caroline. Była z nami w Grillu, miała jechać do domu, ale jej samochód wciąż tam stoi, a na ziemi leżała jej torebka. Stefana i Damona nie ma, Tyler nie odbiera telefonu, a my nie wiemy już co robić.-na jednym oddechu wykrztusiła to z siebie dziewczyna. Ktoś porwał Caroline? Jeśli jej się coś stanie, zabije każdego kto jest za to odpowiedzialny.-Pomóż nam, proszę.-wyszeptała Bonnie. Kiwnąłem tylko głową na znak zgody i wróciłem do domu, po kurtkę i kluczyki od samochodu. Nie mogę pozwolić by Caroline stała się krzywda. Z tą myślą ruszyłem w kierunku samochodu. 



Mam nadzieję, że wam się podoba. Nie było jeszcze wściekłości Klausa, ponieważ nie wiedziałam jak ją tu umieścić. Ale obiecuję, że w następnym rozdziale będzie mała rzeźnia. 
Zapraszam do komentowania, dzielenia się spostrzeżeniami i obserwowania mojego bloga.:)
xoxo