niedziela, 16 grudnia 2012

Rozdział 2

Caroline obudziła się z potwornym bólem w ręce. "To ja jeszcze nie umarłam"-zapytała samą siebie w myślach. Jej ręka powędrowała do miejsca, gdzie jeszcze wczoraj było ugryzienie, ale dzisiaj nie ma po nim już śladu. Dziewczyna szybko zerwała się z łóżka i dopiero wtedy uświadomiła sobie, że przecież wczoraj był tu Klaus, uratował ją. Najpierw kazał mnie zabić, potem mnie uratował. Dziwny jest. Caroline wstała i dopiero wtedy spostrzegła na nocnym stoliku jakieś pudełko. Przyczepiona była do niego karteczka z napisem : Od Klausa.
-Och-wyrwało się dziewczynie z ust. Otworzyła pudełko i zobaczyła śliczną, srebrną bransoletkę, trochę nie na miarę XXI wieku, ale na prawdę piękną.-Dlaczego on mi to dał?-pytała samą siebie. Zamknęła pudełko i postanowiła mu oddać prezent przy najbliższej okazji.

Po południu Caroline postanowiła pójść do Grilla na obiad. Jej mama była w pracy, a dziewczyna nie miała wiele wspólnego z kuchnią. W barze nie było nikogo znajomego, oprócz Matta, który tam pracował. Dziewczyna złożyła zamówienie i czekając czuła, że ktoś się na nią patrzy. Odwróciła głowę i ujrzała idącego w jej stronę Klausa.
-Witaj Caroline, jak się czujesz?-zapytał tym swoim cholernym brytyjskim akcentem, którego nie można było nie zauważyć.
-Dobrze.. ja wiesz, chciałam, ehm.. no podziękować. Za wczoraj.-mówiłam jak jakieś dziecko z dyslekcją. Och.. akurat przy nim musiałam się tak zachowywać?
-Nie ma za co-odpowiedział Klaus i delikatnie się uśmiechnął.
-A co do prezentu, to ja nie mogę go przyjąć. Dziękuje, ale muszę ci go zwrócić.-w końcu to z siebie wydusiłam.
-A niby dlaczego nie miałabyś go przyjąć?
-Bo tak. Nic nas nie łączy, nawet się nie przyjaźnimy. I nie chcę od ciebie prezentów.
-Kochana nie bądź dziecinna, to tylko bransoletka.-odpowiedział i uśmiechnął się, popijając wino.
Nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć, więc siedziałam cicho. Kelner przyniósł mi mój obiad(na całe szczęście to nie było Matt, co by sobie pomyślał, że siedzę tu z Klausem) i nie patrząc nawet na mojego towarzysza zaczęłam jeść.
-Nie masz zamiaru ze mną już rozmawiać?-zapytał cicho, na co ja  w odpowiedzi twierdząco kiwnęłam głową.- A co robisz dziś wieczorem?-zapytał. A ja o mało co nie zachłysnęłam się sałatką.
-Co?-wytrzeszczyłam oczy i zapewne zrobiłam dziwną minę, gdy mnie o to pytał. To jakaś ukryta kamera, czy co?
-Myślę, Caroline, że jesteś na tyle mądrą dziewczynką, że rozumiesz jak ktoś chce zaproponować ci spotkanie.-odpowiadał spokojnie, ale widocznie był rozbawiony moim zachowaniem.
-Wiem co masz na myśli, ale ja nie mam zamiaru nigdzie z tobą wychodzić, jasne? Może zapomniałeś, ale trochę namieszałeś w życiu moim i moich przyjaciół. Więc jeszcze raz odpowiadam, że nie mam zamiaru się z tobą spotkać.-Po czym wstałam, zostawiłam pieniądze za obiad i wyszłam z baru. Co on sobie myśli w ogóle, żeby mnie zapraszać gdzieś, och.
-Caroline! Zaczekaj-usłyszałam jego głos. Nie zdążyłam się obrócić a stałam z nim twarzą w twarz, i to całkiem dosłownie. Boże, jaki on jest przystojny. Ale o czym ja myślę, przecież to wróg. Zaczęłam się odsuwać, ale on złapał mnie za ramiona i patrząc głęboko w oczy-co na prawdę wydawało się być mega intymne- zapytał:
-Nie możesz dać mi szansy?-spytał cicho, mówiąc to praktycznie w moje usta, a ja patrzyłam w niego jak zahipnotyzowana.-Caroline?
-Ok, ten jeden raz się zgodzę.-czy ja to na prawdę powiedziałam?
-Miło to słyszeć, przyjadę po ciebie o 7-odpowiedział, po czym przysunął się jeszcze bliżej, jakby chciał mnie pocałować, a ja tego na prawdę chciałam. Ale kiedy ja już zastanawiałam się jak to będzie, Klaus odsunął się ode mnie i powiedział tylko:
-Do zobaczenia Caroline.-I już go nie było.



Jak wam się podoba 2 rozdział?

3 komentarze: