poniedziałek, 17 grudnia 2012

Rozdział 4, część 1

Tej nocy Caroline nie mogła spać. Wciąż myślała o wieczorze spędzonym z Klausem, jednocześnie myśląc o Tylerze, jej byłym chłopaku. Byłym, ponieważ po tym jak ją ugryzł postanowili nie spotykać się przez jakiś czas. Chłopak wyjechał, aby nad sobą popracować, a teraz Caroline została sama ze swoimi myślami. Nie chciała o tym mówić Elenie i Bonnie, ponieważ wiadomo jakby zareagowały na to, że dziewczyna zaczyna czuć coś do Klausa.
-Nie, to niemożliwe-mówiła sama do siebie.-On jest tym złym, przecież on nie ma uczuć, na pewno chce się trochę zabawić i tyle-westchnęła- A ja nie mam zamiaru być jego zabawką.

Caroline stała pod drzwiami domu Klausa i czekała, aż się otworzą. Ubrała się w krótką czarną sukienkę i wysokie szpilki. Poza tym nie miała przy sobie nic, wiedziała że niczego nie potrzebuje. Po chwili drzwi się otworzyły i zobaczyła w nich Klausa. Ubrany był w ciemne jeansy i wytarty T-shirt. Na rękach miał ślady farby. "Malował"-pomyślała dziewczyna.
-Caroline, cześć. Co tu robisz o tak późnej porze?-zapytał Klaus nie kryjąc zaskoczenia.
-Ja...-zaczęłam i wtedy rzuciłam się na niego i zaczęłam go namiętnie całować. Boże, on jest niesamowity. Po chwili poczułam jak Klaus obejmuje mnie swoimi rękoma i wciąga do wnętrza domu. Wiedziałam co się stanie, i chciałam tego. Pragnęłam i potrzebowałam. Nie wiem jak znaleźliśmy się w salonie, ale Klaus przyciskał mnie już do ściany naprzeciwko kominka, i całował moją twarz, szyję i dekolt. Zaczęłam ściągać z niego koszulkę, trochę nieporadnie, ale po chwili stał w samych jeansach. Widok jego nagiej klatki piersiowej odebrał mi mowę. Zaczęłam dotykać jego brzucha swoimi palcami, kiedy on już ściągał ze mnie sukienkę. Stałam w samej bieliźnie, kiedy Klaus porwał mnie na ręce i po sekundzie leżałam pod nim na łóżku. Całowaliśmy się namiętnie, kiedy zaczęłam ściągać mu spodnie.
W tej chwili Caroline zerwała się z łóżka.
-To był sen, tylko sen-powtarzała sobie na głos.-Dlaczego nie mogę przestać o nim myśleć? Przecież kocham Tylera.

O godzinie 5 rano Klaus leżał w swoim łóżku, z szeroko otwartymi oczami. Nie mógł już spać, jego myśli wciąż zajmowała Caroline. "To nie jest dziewczyna dla mnie"-powtarzał sobie w myślach. Po chwili postanowił wstać. Po krótkim prysznicu i "śniadaniu" mężczyzna zaczął malować. Ale nie pomogło mu to zapomnieć o dziewczynie.
-To tylko dlatego, że od dawna nie byłem z żadną kobietą. Nic do nie czuje, to zwykła gówniara.-mówił do siebie. Po chwili usłyszał dzwonek telefonu, dzwonił Damon.
-Czego chcesz Damon?-zapytałem.
-Pamiętasz o łowcy, który niedawno zjawił się w mieście?-jak zwykle spokojnie zapytał mnie Damon.
-Pamiętam-odpowiedziałem już mocno zdenerwowany-A co jest?
-Złapaliśmy go ze Stefanem, ale wiesz ciężko go upilnować. A ty masz sporo "kolegów", którzy robią co chcesz, więc może mogliby się oni nim zaopiekować, dopóki nie dowiemy się czego chce?
-Ok, przyprowadźcie go-powiedziałem i rozłączyłem się. Chociaż będę miał zajęcie i nie będę myślał o dziewczynie.

Po godzinie łowca zamknięty był już w piwnicy, a 3 moje hybrydy go pilnowały. Mogłem więc wyjść do Grilla i się napić. Kiedy otworzyłem drzwi wejściowe ujrzałem Caroline. "Jak mam się trzymać od niej z daleka, skoro sama do mnie przychodzi?"-pomyślałem.
-Klaus, cześć. Ja, yhm... Chciałam tylko, ten, oddać ci bransoletkę. Jak już mówiłam, nie chcę, to znaczy nie mogę jej przyjąć.-mówiła szybko, widocznie speszona, co szczerze mówiąc bawiło mnie.
-Szkoda, bo ja nie wezmę jej z powrotem. To prezent i chciałbym żebyś go zachowała.-odpowiedziałem spokojnie, choć już chciałem znaleźć się jak najdalej od niej.
-A ja nie chcę żebyś mi dawał prezenty, ani żebyś mnie więcej nigdzie nie zapraszał. Między nami nic nie ma, więc proszę zabierz to.-wyrzucała mi w twarz. Ale ona bezczelna, dostaje prezent i jeszcze go oddaje. Nawet nie wie ile warta jest ta bransoletka.
-Nic nie ma? To dlaczego tak na mnie reagujesz?-zapytałem i już po sekundzie przyciskałem ją do ściany, a nasze twarze dzieliły milimetry. Słyszałem jak jest serce szybko bije, czułem jej oddech na swojej twarzy. To było bardzo podniecające. Caroline ani drgnęła. Wiedziałem, że chce tego tak samo jak ja. I nie myśląc o konsekwencjach zacząłem ją namiętnie całować. Dziewczyna nie protestowała, wręcz przeciwnie. Moje ręce dotykały jej ramion, pleców, szyi, twarzy i włosów. Caroline sunęła palcami na przemian po moich plecach i klatce piersiowej, a ja czułem, że się palę od środka. Pragnąłem jej jak jeszcze niczego w życiu. Ale nie mogłem, nie z nią. Puściłem ją, a ona stała i nie wiedziała co ma mówić.
-Idź już.- wyszeptałem.
-Ale...-zaczęła mówić, ale jej przerwałem.
-JUŻ!!-krzyknąłem i po chwili Caroline już nie było.











1 komentarz:

  1. Pomijają fakt, że ja jestem fanką schodzenia się/zalotów a tu się trochę szybko to wszystko dzieje, to twoje opowiadanie czytam z zainteresowaniem i wielkimi marzeniami o ich zejściu :D

    OdpowiedzUsuń